Gdyby nie hrabia Władysław Zamoyski, tatrzańskie lasy zostałyby przetrzebione ponad 100 lat temu, ogołocone Tatry nie byłyby naszym narodowym kurortem, Morskie Oko leżałoby poza polską granicą, a Zakopane – jakie znamy i kochamy – z pewnością by nie istniało. 9 maja 1889 roku hrabia Zamoyski kupił na licytacji polskie Tatry, urządził je za własne pieniądze, po czym cały swój majątek oddał narodowi polskiemu. Dziś 134. rocznica licytacji stulecia. Dzień, w którym trzeba oddać hołd rodzinie Zamoyskich i Działyńskich z Kórnika, którym całe życie przyświecał jeden cel: „służyć Bogu, służąc Ojczyźnie”.
Nazywano go „białym krukiem wśród arystokracji”, „Don Kichotem”, „żelaznym skąpcem”, „dziwnym hrabią”, „zbawcą Tatr”, „panem o hetmańskim obliczu”. Stefan Żeromski pisał o hr. Zamoyskim: „Wola nie żelazna, lecz stalowa… syn Boży”. Żeromski uważał także, że akt donacyjny fundacji Zamoyskich „winien być czytany w szkołach na równi z arcydziełami wieszczów narodowych”. Aleksander Świętochowski jeszcze za życia Zamoyskiego pisał: „Nawet najwięksi bohaterowie Plutarcha nie okazali tyle miłości ojczyzny, tyle skromności”. I to właśnie jemu zawdzięczamy Tatrzański Park Narodowy, Zakopane, które doprowadził do świetności, nie szczędząc pieniędzy na inwestycje, infrastrukturę drogową i kolejową, muzea, kościoły, domy zakonne, przedsięwzięcia kupieckie i turystyczne. W każdej z tych aktywności stawiał na polskich wykonawców i rozwój polskich inicjatyw. Zamoyscy wszelkimi siłami próbowali ochronić też polską ziemię przed dostaniem się w obce ręce, choć przecież Polska rozszarpana była wówczas przez zaborców. Właśnie tą troską kierował się hr. Zamoyski, podejmując decyzję o zakupie na licytacji tatrzańskiego majątku. Stanowił on wówczas „stertę kamieni” ogołoconych z drzew, a kupić go chcieli żydowscy przedsiębiorcy, by do reszty przetrzebić lasy na papier, kamień przerobić na tłuczeń, a mieszkańców wyzyskać do pracy. Kupił teren obejmujący 1/3 dzisiejszych Tatr polskich, Kuźnice, wszystko powyżej Zakopanego, obszary wokół i wewnątrz miasta, dolinę Kościeliską – ratując wszystko przed zniszczeniem. Zainwestował, zaprowadził ład i wspierał zakopiańską kulturę, sadził lasy, zbudował kolej, wodociągi, elektrownię oraz kilka szkół. W niemal każdym przedsięwzięciu umożliwiającym rozwój polskiej góralszczyzny miał udziały prawne. Wspierał ją w czasie najważniejszym, gdy tworzyła się, formowała i hartowała. Jak do tego doszło?
Gorący patriotyzm Zamoyskich i Działyńskich
Hrabia Władysław Zamoyski był wnukiem Tytusa Działyńskiego i Gryzeldy Celestyny Zamoyskiej – wielkopolskich arystokratów, mecenasów kultury, działających na rzecz niepodległości, polskości i aktywności patriotycznych. Jego rodzice także całe swoje życie poświęcili sprawie polskiej – generał Władysław Zamoyski i Jadwiga Zamoyska z Działyńskich z oddaniem walczyli o polską niepodległość na emigracji i w kraju. Jego matka założyła pierwszą w Polsce Szkołę Domowej Pracy Kobiet, szkołę życia patriotycznego i katolickiego, która miała przygotowywać do życia kobiety wszystkich stanów, tak by nabyte umiejętności w najlepszy sposób mogły służyć krajowi po odzyskaniu niepodległości. Program nauczania obejmował naukę historii, literatury, języków, geografii, śpiewu, rysunków, wychowanie religijne oraz zajęcia praktyczne, jak gotowanie, szycie, haftowanie, zasady higieny. Jadwiga Zamoyska była przekonana, że należy leczyć, wzmacniać, uodparniać moralnie jednostkę i rodzinę, a przez nią cały naród. Prowadziła szkołę wraz ze swoją córką Marią przy wsparciu syna Władysława. Ale jej życiowa działalność zakrojona była znacznie szerzej. Towarzyszyła mężowi – gen. Zamoyskiemu – w misjach dyplomatycznych, znała wiele języków, była niezwykle ceniona w wśród polityków, dyplomatów i duchownych w wielu krajach, a każde działanie podejmowała na rzecz sprawy polskiej. Obecnie trwa uchwalony przez Sejm Rzeczypospolitej rok hr. Jadwigi Zamoyskiej. Toczy się także jej proces beatyfikacyjny.
„Sterta kamieni” ocalona przez Zamoyskiego
Był rok 1888. Zakopane słynęło już wówczas nie tylko w Galicji jako stacją klimatyczna, rozsławiana przez lekarza Tytusa Chałubińskiego, ale postępująca gospodarka rabunkowa nie wróżyła mu długiego przetrwania. Austriacki zaborca nie dbał o polskie góry, a od czasu trzeciego rozbioru Zakopane i duża część Tatr znajdowały się w rękach prywatnych właścicieli, w dodatku cudzoziemców. Dla nich były one wyłącznie źródłem dochodu.
Dobra zakopiańskie, wchodzące w skład tzw. dóbr królewskich, tuż po utracie przez Polskę niepodległości wystawiono na sprzedaż. Kupiła je pochodząca z Węgier rodzina Homolacsów. Na terenach liczących ok. 11 tysięcy ha nowi właściciele wybudowali huty i zakłady metalurgiczne w Kuźnicach i Kościelisku, przez niemal pięć dekad eksploatując tatrzańskie złoża rud żelaza. W 1869 r. Jan Wincenty Homolacs sprzedał Zakopane berlińskiemu bankierowi Ludwigowi Eichbornowi, który 12 lat później przekazał je swojemu zięciowi Magnusowi Peltzowi, producentowi zabawek z Saksonii. Peltz nie cenił specjalnie Tatr, za to liczył na szybki zarobek. Zrezygnował z hutnictwa na rzecz masowej wycinki tatrzańskich lasów. Rabunkowa gospodarka obróciła się jednak przeciwko niemu. Tereny nawiedziła potężna powódź, która doprowadziła Peltza do bankructwa.
W lutym 1888 r. dobra zakopiańskie zostały wystawione na sprzedaż za cenę wywoławczą 400 tys. guldenów austro-węgierskich, tzw. złotych reńskich. Pojawiła się szansa odzyskania Tatr, ale zdobycie takiej sumy było dla Polaków nieosiągalne. Nadzieja ta tak silnie poruszyła polską opinię publiczną, że relacjonował ją z przejęciem sam Henryk Sienkiewicz. Powołane ad hoc Towarzystwo Ochrony Tatr zorganizowało zbiórkę, ale nie zdołało zgromadzić wystarczającej kwoty. Zakopanem zainteresował się najbogatszy mieszkaniec Nowego Targu, żydowski kupiec Jakub Goldfinger oraz Henryk Kolischer, żydowski właściciel papierni, rzekomo pełnomocnik księcia Hohenlohe. Jak pisał Sienkiewicz, sam Goldfinger nie miał wprawdzie wystarczającej sumy, ale „worki współwyznawców stały dlań otworem”. „Zresztą Kolischer czy Goldfinger znaczyło to samo, co zamknięcie gór, wycięcie lasów, zniszczenie, rabunkowe gospodarstwo, wyzysk górali i upadek miejscowości”.
Władysław Zamoyski, świadom dziejowego momentu, podjął się próby odzyskania dla Polski Tatr i Zakopanego. Miał 35 lat i pełnię sił, które chciał ofiarować ojczyźnie. Efekt jego gorączkowych działań najlepiej opisuje w swoich wspomnieniach jego siostra Maria:
W tej to Kalwarii będąc, doczekaliśmy się kiedyś przybycia mego Brata raptem o 4-tej godzinie rano. Pamiętam, jak wszedł do Matki pokoju, w którym ja też spałam i odezwał się w ten sposób: „Mamo, dziś Zakopane ma być sprzedane na licytacji. Objechałem całą Galicję, by kogoś znaleźć, co by to chciał kupić i nikt nie chce, bo każdy mówi, że z tych kamieni żadnego nie będzie dochodu i jest tylko albo Żyd Goldfinger, albo Prusak Hohenlohe. A gdybym ja miał stanąć do licytacji, to bym musiał zahipotekować calusieńki majątek kórnicki, czy ja mam prawo tak zrobić?”. Na to nasza mądra Matka tak odpowiedziała: „Gdybyś miał żonę i dzieci, nie wiem co bym odpowiedziała, ale wobec tego żeś kawalerem, to możesz robić co chcesz”. Na to mój Brat nas pożegnał i czym prędzej pojechał do Krakowa. Pobiegł do swego notariusza pana Rettingera i mówi mu: „Panie, ja chcę Pana o coś prosić, ale ja nie wiem, czy Pan będzie miał odwagę”. A za kogo mnie Pan ma? O co chodzi?” Mój Brat dalej: Ja jestem gotów cały majątek poświęcić, żeby uratować Zakopane, ale ja nie chcę jednego centa dać dla parady, więc Towarzystwo Tatrzańskie udaje, że chce kupić Zakopane, ale ja wiem, że oni nie mają pieniędzy, więc ja bym Pana prosił aby, póki Towarzystwo Tatrzańskie figuruje, żeby się Pan nie odzywał, żeby im szyków nie psuć, ale oni się niedługo cofną, wtenczas Pan wystąpi, poda swą kaucję i ja odtąd Pana proszę, żeby jakąkolwiek wygłoszą cenę. Pan nie dodawał więcej jak jednego centa”. A pan Rettinger: „To oryginalne, ale to się da zrobić”.
I jadą obydwaj do Nowego Sącza, gdzie się miała odbyć licytacja. Mój Brat się kryje w jakiś kąt, by nie zauważono, że go to interesuje i obserwuje, czy pan Rettinger wszystko tak poprowadzi, jak on sobie tego życzył. Licytacja idzie. Towarzystwo Tatrzańskie się wreszcie cofa, pan Rettinger wykłada kaucję – i gdy wygłaszają już nie wiem ile tam tysięcy ..i centa”, odzywa się Rettinger. Na to się oglądają, co to znaczy, czy to ktoś ma w czubku? I ze złością ten, co zastępował księcia Hohenlohe dodaje 10 000 florenów – „i centa” mówi Rettinger. A Żyd Goldfinger dodaje 5000 „i centa” znowu. Widzieli więc, że jest jakaś żelazna wola, której nie dadzą rady i ustąpili. Ulicznicy w Krakowie, skacząc po ulicach krzyczeli: „Zamoyski kupił Zakopane za trzy centy?”
Delegacja Towarzystwa Tatrzańskiego przybyła z podziękowaniem, a z Warszawy, Poznania, Paryża i Rzymu przychodziły listy gratulacyjne. Dobra zakopiańskie były jednak w opłakanym stanie. To Zamoyskiego nie przerażało. Rozpoczął od wprowadzenia mądrej gospodarki leśnej. Na kilka lat zablokował wyręby, walczył z plagą korników i zalesiał przetrzebione tereny. Dopiero po około dziesięciu latach majątek zaczął dawać 2 proc. dochodu rocznie, co Zamoyski przeznaczał na dokupowanie ziemi, by przekazać je później narodowi polskiemu w jak najbardziej okazałym stanie.
Morskie Oko wygrane dla Polski
Za całą sprawą stał jeszcze jeden ważny czynnik, któremu hrabia Zamoyski poświęcił kolejne 20 lat życia. Walka o Morskie Oko. Węgrzy stali na stanowisku, że znajduje się poza terytorium Polski i należy do nich. Zamoyski wiedział, że trzeba walczyć o ten jeden z najpiękniejszych zakątków Tatr wszelkimi sposobami. Sprawa trafiła do międzynarodowego trybunału, a poszczególne jej etapy przebiegały tak płomiennie, że wymaga to oddzielnej opowieści. Hrabia miał świadomość, na co się pisze. Tutaj także warto przytoczyć zapiski Marii Zamoyskiej:
Jeżeli mój Brat nabył Zakopane, to nie tylko, by uratować od żydowskich rąk, ale jeszcze dlatego, że tam była kwestia prawdziwie „narodowa”, w której on jako właściciel miałby prawo się odezwać, mieć zdanie swoje i sprawy bronić. O co chodziło? O granicę między Polską a Węgrami. Wszędzie ta granica szła szczytami gór tatrzańskich, a nie wiadomo, jak kiedyś komuś spodobało się przeprowadzić tę granicę raptem ze szczytów przez środek Morskiego Oka do rzeczki Białki. Mojemu Bratu chodziło o to, by na mocy różnych map i dokumentów doprowadzić do tego, by granica wróciła na szczyty. Gdy się o to rozbijał u władz ówczesnej Galicji, każdy sobie lekceważył te jego fantazje, mówiąc: Cóż to może szkodzić i tak tej Polski nie masz”. A on dalej mimo to się starał. Kiedyś opowiedział nam następujący szczegół: Na jednej z sesji w Krakowie jeden z referentów (Badeni, namiestnik Galicji) odezwał się w ten sposób: Czyż to warto dla tych kilku nieużytków tyle robić hałasu”. Na to mój Brat zamilkł, ale widząc kapelusz owego referenta na stołku, udał, że chce na nim usiąść – a ten w głos: „Co Pan robisz, to mój kapelusz!”, a mój Brat na to: „Pan krzyczysz o kapelusz, który kosztuje kilka koron, a Polska nie ma krzyczeć o najpiękniejszy szmat ziemi swojej?” Takie to wrażenie na tych panach zrobiło, że z przeciwników tej sprawy stali się jej najwierniejszymi zwolennikami. Mój Brat dalej walkę prowadził – już to trwało około dwadzieścia lat już trzy razy procesa przegrane na nowo przeprowadził, gdy kiedyś przy rozpoczęciu czwartego czy piątego procesu podobno cesarz Franciszek Józef oświadczył, że teraz jakikolwiek wynik z tego będzie, ja już nie pozwolę tej sprawy poruszać. Wtenczas to, gdy moja Matka o tym orzeczeniu dowiedziała się, dała następujące rozporządzenie w naszym Zakładzie: Już nie ma możności odbycia nowenny zwyczajnej, skoro dziś decyzja, więc odprawimy nowennę w przeciągu tego dnia”. Co godzinę dzwoniono, wszyscy schodzili się do kaplicy na parę minut i znów wracali do swej roboty, i tak dziewięć razy zrobiono. A oprócz tego uczennice rozdzieliły między sobą godziny, w ciągu których każda przy swoim zajęciu dążyła do jak najdoskonalszego zachowania się, czy to przy robocie, czy rekreacji, czy przy stole, czy na lekcjach.
Modlitwy zostały wysłuchane. We wrześniu 1902 roku, sprawa została wygrana. Międzynarodowy Sąd Rozjemczy ds. ustalenia granicy w Tatrach uznał, że Morskie Oko jest nasze.
Nic dla siebie, wszystko dla Polski
Zarówno hr. Tytus Działyński, właściciel dóbr wielkopolskich, pałacu w Poznaniu, zamku w Kórniku i wielu innych ziem, jak i jego spadkobiercy, żyli w przekonaniu, że wszelkie dobra, jakie posiadają, mają zostać przekazane narodowi polskiemu. Władysław także żył tym pragnieniem i powtarzał często, że z majątku kórnickiego nie ma prawa wziąć nawet grosza na sprawienie sobie zelówek. „Kiedy architekci oglądali zamek kórnicki już po zagospodarowaniu się tam Zamoyskich, kiedy pokazano im skromniutki pokój Władysława, przypuszczali, że to pomieszczenie jego służącego. Do dziś też opowiada się w Kórniku, że gdy Zamoyski wyjeżdżał do Poznania, brat ze sobą garnczek z kaszą, żeby nie tracić pieniędzy w restauracjach” – pisał Zenon Bosacki.
Władysław pracował bez wytchnienia, odmawiając sobie wszelkich rozrywek. Nie palił, nie pił, zrezygnował z polowań i wędkowania. Żył po spartańsku i to od najmłodszych lat. Już jako młodzieniec spał na twardej desce, a za poduszkę służyła mu książka. To jedno z wielu umartwień, jakie przyjął w intencji odzyskania przez Polskę niepodległości. Ubierał się skromnie, cały rok chodząc w jednej ciemnej pelerynie, sprawiając wrażenie dziwaka. Ale to, co odbierał sobie, oddawał innym. Hojnie wspierał cele narodowe i społeczne.
Nie było w Zakopanem ani jednej sprawy, ani inwestycji, w której by hrabia Władysław Zamoyski nie brał udziału i której by szczodrze nie poparł. Telefony, rozszerzenie poczty, szkoły, muzea itp. to w wielkim stopniu jego zasługa. Oddał gminie ujęte już źródła dla urządzenia wodociągów i przyznał dla nich teren ochronny na swoich gruntach; pozwolił klimatyce na urządzenie parku w swym lesie, ułatwia letnikom spacery na całym obszarze swych dóbr, choć niemałe stąd ponosi szkody (tylko ci, co znali namiętną pieczołowitość, z jaką zalesiał obnażone stoki górskie, są w stanie ocenić, jakim było dlań poświęceniem zostawić turystom swobodę krążenia po górach bez zastrzeżeń). Chętnie też pomaga góralom, czy to przez dostarczanie drzewa pod łatwymi warunkami na budowę willi, czy w inny sposób…
— pisano o nim w „Gazecie Narodowej” 29 września 1912 r. Niespełna 10 lat wcześniej, o 48-letnim Zamoyskim gazety pisały:
Pan Potocki poluje na lwy w Afryce, pan Stemiński hoduje konie wyścigowe, pan Lanckoroński grzebie w starożytnościach Pamfilii, a on (…) organizuje spółki, prowadzi fabryki, daje chleb setkom ludzi, stwarza dobrobyt, buduje koleje, chroni lasy od zniszczenia (…) potrafił pogodzić tabliczkę mnożenia z romantyzmem.
Majątek oddany narodowi polskiemu
Hrabia Zamoyski nie założył rodziny. Szukał następcy wśród synowców, ale nie pozwolił, by ktokolwiek bezmyślnie roztrwonił rodowy majątek. Ten przecież od samego początku miał służyć wolnej Polsce, o którą walczyli w powstaniach i wojnach jego protoplaści. Dał temu wyraz w jednym z listów:
Nie po to Ojciec mój, Matka i ja pracowaliśmy ciężko przez całe życie i odmawiali sobie wszystkiego tak, żeśmy nieraz na opinię skąpców i wariatów zasłużyli, by po naszej śmierci byle synowiec rozbijał się automobilem. Wszystko, cośmy posiedli, ma służyć Ojczyźnie i Rodakom potrzebującym lub nieszczęśliwym, szczególnie od macierzy oderwanym.
Pomysł rodziny Zamoyskich i Działyńskich był taki, by założyć fundację i cały majątek przekazać państwu. Nad ostatecznym kształtem tego projektu Zamoyski pracował nocami, konsultując to z matką i siostrą. Ostatecznie tak określił cele Zakładów Kórnickich:
1. Rozwój Szkoły Pracy Domowej Kobiet; 2. Popieranie wychowania młodzieży męskiej w duchu polskim i katolickim; 3. Stypendia dla wyjątkowo uzdolnionych; 4. Utrzymanie muzeum i biblioteki w Kórniku jako pamiątki martyrologii narodu i dla zachowania pamięci o cudzoziemcach, którzy pomagali Polsce; 5. Założenie zakładu dendrologii w Kórniku; 6. Krzewienie w majątkach wiedzy zawodowej i ducha spółdzielczości.
Pracować na to miały dobra ziemskie, folwarki, nieruchomości, zakłady w Trzebawiu, Starym Dymaczewie, Gądkach, Dachowie, Bninie, Babinie, Bagrowie, Jarosławcu, Źrenicy, Januszewie i Pławcach; w Biernatkach, Borowcu, Czmoniu, Czmońcu, Czołowie, Dziećmierowie, Konarskiem, Kórniku, Kromolicach, Mieczewie, Pierzchnie, Prusinowie, Skrzynkach, Zwoli, Zwolińcu, Runo- wie, Szczodrzykowie, Bieganowie, Kijewie, Małej Kępie, Ziminie, Zmysłowie; w Poznaniu, Zakopanem, Brzegach, Bukowinie, Kościelisku, Zubsuchem i Dębnie. Majątki wielkopolskie obejmowały prawie 800 ha roli uprawnej i łąk, około 4500 ha lasów oraz trochę nieużytków i kilka różnej wielkości jezior. Przynajmniej drugie tyle lasów mieli Zamoyscy w Tatrach (też bez wód i nieużytków). Łącznie stanowiło to blisko 20 000 ha, w tym 19 folwarków. Razem z budynkami, pałacami w Poznaniu i Kórniku oraz muzealiami i zbiorami bibliotecznymi wartości właściwie niewymiernej, był to majątek wart przynajmniej kilkanaście milionów złotych w ustabilizowanej już walucie II Rzeczypospolitej.
Majątku, jaki mi Bóg w ręce oddał, nigdym nie uważał za własność moją, lecz za własność Polski, w czasowem mojem posiadaniu; własność, z której mi uronić niczego nie wolno, która Ojczyźnie jedynie, a nie mnie ma służyć.
Na potrzeby moje osobiste nigdym z Kórnika centa nie wziął. Na zbytki żadne, nigdym sobie nie pozwalał. Odmawiałem sobie wszystkiego, co mi się nie wydawało wprost niezbędnem. Ale gdzie sądziłem, że sprawa tego wymaga, wysiłków nie szczędziłem.
Jedno miałem pragnienie gorące, by wysiłki były skuteczne, a pomoc dana zmarnowaną nie została. Nie chodzi tu o mnie, boć mnie niewiele potrzeba, ale o krzywdę wyrządzoną sprawie publicznej, której służy i służyć ma wszystko, czem rozporządzam”.
Wczytując się w listy i pisma hrabiego Zamoyskiego, ale także jego rodziców, siostry czy dziadków, nie sposób nie zachwycić się ich szlachetnością, mądrością, pracowitością, patriotyzmem, wiernością sprawie polskiej i konsekwentnemu wypełnianiu przyjętej misji, by „służąc Ojczyźnie, służyć Bogu”. Kto dziś przemierzając Tatry pamięta, komu Polska je zawdzięcza? W październiku wybije 100. rocznica śmierci Władysława Zamoyskiego, a w listopadzie 170. rocznica jego urodzin. Dobry moment, by na nowo przywołać pamięć o tym wielkim, narodowym bohaterze!